sobota, 7 czerwca 2014

Pożegnania





Podobno pewna Francuzka napisała książkę o expatskim życiu. Czy ciekawą nie wiem, nie czytałam…
Niewątpliwie jest o czym pisać.
Są plusy, pieniądze, benefity, podróże, języki, przygody… Zmiany kultur, kuchni, krajobrazów… międzynarodowe szkoły, tolerancja, otwartość dzieci na świat i ludzi…
Zaletom życia na kontrakcie nie ma końca.
Są jednak i minusy.
No matter how flat you make the pancake, it has always two sides, jak mówią Amerykanie.
Największym minusem bycia expatem są ciągłe pożegnania. Ledwo się człowiek osiądzie, rozejrzy i zaprzyjaźni, już trzeba wyjechać.
Lub inni wyjeżdżają.
I, choć na obczyźnie, często trzymamy z tymi, z którymi w domu niekoniecznie trzymalibyśmy, czasami znajdzie się perełka.
Wtedy, gdy jest time to say good bye, a zawsze przychodzi zbyt szybko, chce się rzucić w diabły tę wędrówkę i zamieszkać na mazurskiej wsi forever. Z jednym sklepem, bankiem pocztowym w okienku i punktem aptecznym.
To przyjaciele i znajomi zastępują expatom rodzinę, z nimi spędzamy święta, gdy do domu daleko, oni pocieszają w trudnej chwili i cieszą się pierwszymi krokami naszych dzieci.
Niestety nie czekają na nas w domu, jak przyjaciele z dzieciństwa. Przy wyjazdach często żegnamy się na zawsze. Szczególnie, gdy są obcokrajowcami.
Nie lubię pożegnań. Za dużo ich było w moim życiu. Szczególnie o to jedno w 2007!
Dzieci rosną i cierpią, gdy muszą zostawić szkołę, panią i przyjaciółkę z ławki. Lub, gdy ich jedyna bratnia dusza, rusza po raz kolejny w świat.
Serce mi pęka, patrząc na łzy Z, tym bardziej, że obie tracimy przyjaciółki.
Na szczęście nie na zawsze.
I tego się trzymajmy w tych smutnych dla nas dniach!

2 komentarze:

  1. Maju, to rzeczywiscie boli.
    Fajne za to bywaja powitania z przyjaciolmi, ktorych sie dlugo nie widzialo:)
    A za te pozegnania,my rodzice obrywamy po uszach-do dzis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się obawiam wpływu takiego życia na dzieci....

      Usuń