2012
W brzuchu wierzga Bułeczka, praca wkurza
jak nigdy, Duża zaczyna nie być przedostatnia na zawodach, w myślach wiję hnezdo i ogólnie żyć nie umierać, gdy Najlepszy
Mąż Świata przynosi bombę: wyjeżdżamy z Pragi!
A człowiek nawet piwa się nie może napić…
Niby wiedzieliśmy, że ten moment
nadjedzie, ale nikt nie był gotowy.
Kolejne miesiące to jeżdżenie palcem po
mapie. Z Aten przenoszą nas do Belgradu, tam siedzimy na tyle długo, że
dochodzą mnie słuchy, że to europejska stolica życia nocnego. I nawet bym może
zgłębiła ten fakt, gdyby nie, sprowadzające na ziemię, kopy Bułeczki. Jednak
Serbia nie, przeprowadzamy się na
chwilę do Casablanki. Mam lekkie załamanie nerwowe, bo lot do Katowic
trwa 13 godzin z dwoma przesiadkami i
nie o takiej służbie zdrowia marzyłam w kontekście niemowlaka… I nic, że morze
i willa, byle nie tam!
Podróżujemy tak, siedząc na kanapie, dopóki nie
przychodzi ostateczna decyzja: București.
Bukareszt?
O nie! To
stamtąd uciekłam w 2005 roku, gdy, po przyzwyczajeniu się do przeraźliwej biedy,
zepsutych wind, telefonów, piekarników, pralek i tramwajów; hord psów
biegających w parku, gdy cisnęłam wózek
z małą Dużą przez błoto i kałuże, w końcu złamało mnie trzęsienie ziemi. NMŚ
musiał zostać pół roku, ja z Dużą zwiałam po trzech.
A teraz...? Welcome
back…?
Jak to? Ten
rozdział miał przecież pozostać zamknięty, nie ciągnęło nas tam nic.
Oprócz potrzeby
zarabiania na życie….
2013
Najlepszy Mąż Świata już w Rumunii, my do
końca roku szkolnego w Pradze… Powoli dociera do mnie, że trzeba się żegnać.
Powstaje papaprago.blogspot.cz ,
gardło ściśnięte jest żalem, a miasto
płacze deszczem…
Bez entuzjazmu przeglądam zdjęcia nowego
lokum i słucham o pięknej pogodzie. Kogo to obchodzi?
Pamiętam dzieci bez butów w grudniu, zwisające kable, resztki Starówki tonące w błocie i duże psy zjadające małe…
Blokowiska, brak chodników i ruch
drogowy, sterowany chyba przez Bunuela,
i… miłych sąsiadów, muszę przyznać.
Pamiętam też duży zegar na którymś z
placów, odmierzający czas do przystąpienia do Unii.
Może coś tam się zmieniło….?
Każde miejsce da się oswoić. Chyba...
OdpowiedzUsuńA my się cieszymy, że nam trochę przybliżysz zapomniany świat.
Maja, a na ile czasu Was Rumunia przytulila? Czekam na dalsze czesci tej historii :)
OdpowiedzUsuńDzieki! :) Jestesmy tu na minimum 3 lata....
UsuńBede sie starac wiernie oddac proces oswajania ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo to pisz Holko.
OdpowiedzUsuńpiękna Praga, nawet w deszczu ;)
OdpowiedzUsuńwierze ze tym razem bedziesz miała taki sam scisk w gardle przy wyjezdzie z Bukaresztu, bo to ludzie tworza miejsce, a jak mi wiadomo masz tam niezla paczke wariatek :))) ;) ;)
No, wariatek tu nie brakuje ;) :)
UsuńBędzie i o nich! :)
No halo!!!Melduję się na nowym blogu i zacieram rączki:)
OdpowiedzUsuńWitamy Kazika! ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuń